Swego czasu wchodzę do gościa do domu celem objęcia dozoru. Pukam, nikt nie otwiera, ale słyszę miłe "WLAZ!". No to wchodzę. Okazało się, że chłopaka nie było, ale był za to jego ojczym. Do niskich nie należę, ale ten facet przerastał mnie o głowę, zaś budową ciała i aparycją przypominał Mike Tysona i Andrzeja Gołotę razem wziętych. Ubrany w slipki i podkoszulek, w ręku wielki nóż. Cały wydziarany. No widać, że Wronki, Białołęka itp. nie były mu obce. £ypnął na mnie, ja się grzecznie przedstawiłem i pytam o mojego podopiecznego. Konwesracja była dość ciekawa, albowiem na każde moje pytanie otrzymywałem standartową odpowiedź "Nie ma, nie wiem". Jednocześnie tym maleńkim nożykiem kroił sobie chleb i czymś go tam smarował. Wystrój wnętrza lokalu też niewątpliwie robił wrażenie. Wszędzie porozrzucane łomy, łańcuchy, brzeszczoty do pił, poprzecinane kłódki, jakieś worki i mnóstwo innych rzeczy, których nawet określić nie byłem w stanie. Niewątpliwie nikt nie sprzątał tego wszystkiego od baaardzo dawna, a całość miała swój jedyny i niepowtarzalny urok. Po całkowicie bezskutecznej próbie nawiązania dialogu z w/w sympatycznym panem stwierdziłem, że dalszy mój pobyt w tym miejscu niczego nie zmieni, a co najwyżej mogę, jak mawia nasz wicepremier, zaliczyć w papę, więc wspomniane lokum grzecznie opuściłem
Innym z kolei razem wchodzę na wywiad do pewnego domu, o którym już mnie uprzedzano, że mogę zobaczyć różne ciekawe sytuacje i cóż widzę? Pani gotuje dzieciom zupę na kuchni (węglowej), a nad kuchnią szuszą się ... pampersy. Ich wyglą wskazuje na to, iż wcześniej były one przez maluchy dość intensywnie wykorzystywane. Na moje pytanie co robi kobitka mi odpowiada, że to drogo kosztuje tak cały czas nowe kupować, a tak to się wysuszy i można jeszcze skorzystać. Położyła mnie tym zupełnie. Na to bym nie wpadł, ale pomysłowość ludzka jednak nie ma ograniczeń.