Idzie facet ulicą, nagle słyszy:
-Ej ty!
Odwraca się, ale nikogo nie widzi, tylko pustą dorożkę z koniem. Idzie dalej, ale znów słyszy:
- Ej ty!
Odwraca się a tu koń mówi:
- Tak, do ciebie mówię, podjedź tu!
Facet lekko zdezorientowany, ale podchodzi, a koń zaczyna mu opowiadać:
- Teraz ciągnę dorożkę, ale kiedyś na Służewcu biegałem. Nawet jedną gonitwę wygrałem.
Facet przestraszony rzuca się do pobliskiego baru, gdzie zamawia kolejkę na otrzeźwienie umysłu. Nagle podchodzi do niego facet i mówi:
- Słyszałem, że podobno gadałeś z moim koniem.
- No tak…
- I co, mówił, że na Służewcu biegał i jeszcze gonitwę wygrał?
- No tak…
- Nieprawda! Znowu kłamie. Drugi był!
Spotyka się dwóch kumpli.
- Słyszałeś? Benek nie żyje!
- A co się stało?!
- Wrócił przedwczoraj do domu, wypił, położył się do łóżka, zapalił szluga, pościel się zajęła…
- I spalił się?
- Nie… Zdążył jeszcze okno otworzyć i wyskoczyć…
- I połamał się na śmierć?
- Nie. Strażacy rozciągnęli takie koło z gumy i na to skoczył
- Pękło?
- Nie. Odbił się i z powrotem wpadł do chałupy.
- I się spalił.
- Nie. Odbił się od framugi i spadł..
- …rozbijając się?
- Otóż nie. Stał tam wóz strażacki taki z plandeką. Trafił w jej sam środek, odbił się i znowu poleciał do góry.
- I wtedy zginął?
- Nie. Spadł, odbił się kolejny raz od tej gumy i wleciał do mieszkania!
- Ożeż w ryj! To jak Benek zginął?!
- Zastrzelili go policjanci, bo zaczął ich już wkurzać
