---------- 16:11 28.12.2012 ----------
Na wniosek policji sąd wszczął wobec 14-letniej gimnazjalistki z Gliwic postępowanie o demoralizację. Wszystko dlatego, że została potrącona na przejściu dla pieszych, a kierowca nie wezwał policji ani pogotowia. - Takie podejście do tej sprawy to nic innego jak demoralizacja - uważa profesor Marian Filar
Kilka dni przed Bożym Narodzeniem mama 14-letniej Patrycji dostała pismo z sądu, w którym przeczytała, że w wydziale rodzinnym i nieletnich Sądu Rejonowego w Gliwicach wszczęto postępowanie dotyczące jej córki. "Z materiałów nadesłanych przez Komendę Miejską Policji wynika, iż istnieje uzasadnione przypuszczenie, iż nieletnia wykazuje przejawy demoralizacji" - napisali sędziowie.
Zszokowana kobieta sięgnęła do kodeksu, a potem słownika języka polskiego. I przeczytała, że demoralizacja to odrzucenie obowiązujących norm moralnych, prowadzące do łamania prawa i rozwiązłości obyczajów.
- Moja córka taka nie jest. ¦wietnie się uczy, jest obowiązkowa i nigdy nie sprawiała kłopotów wychowawczych ani w domu, ani w szkole - zapewniła nas mama dziewczynki.
Na początku stycznia w szkole Patrycji pojawi się jednak kurator, który zrobi wywiad środowiskowy na jej temat. O jej "prowadzenie się" będzie też wypytywał sąsiadów oraz znajomych z podwórka. Potem wyda opinię, od której będzie zależał dalszy los 14-latki. W najgorszym wypadku może nawet trafić do ośrodka wychowawczego.
Rażąca sprzeczność z zasadami bezpieczeństwa drogowego
Co takiego zrobiła Patrycja, że zdaniem policji jest zepsuta do szpiku kości? "Gazeta" ustaliła, że postępowanie dotyczy... wypadku, w którym dziewczyna została ranna. 3 września razem z koleżanką wracały do domu. Kiedy doszły do przejścia dla pieszych na ul. Zwycięstwa, na sygnalizatorze migało zielone światło. Patrycja wbiegła więc na pasy i kiedy pokonała jakieś 2,5 metra, została potrącona przez fiata punto, który na zielonej strzałce wyjechał z prostopadłej ulicy. Na zdjęciach z monitoringu widać, że dziewczynę wybiło w powietrze, po czym runęła na ziemię. Kierująca fiatem kobieta nie wezwała policji ani pogotowia, tylko wsadziła gimnazjalistkę do swojego auta i zawiozła do prywatnej przychodni. Dopiero stamtąd pojechały do szpitala i powiadomiły o wypadku mamę Patrycji, a następnie policję. Na szczęście dziewczynce - oprócz ogólnych potłuczeń - nic poważnego się nie stało.
Policja powołała biegłego, który wydał opinię, że zachowanie 14-latki "pozostawało w rażącej sprzeczności z zasadami bezpieczeństwa drogowego. Nieprawidłowość jej zachowania polegała na niezachowaniu szczególnej ostrożności przed wkroczeniem na jezdnię". Uznał, że kierująca fiatem nie miała możliwości wyhamowania, bo dziewczynka jej wyskoczyła przed maskę. Kwestią tego, że nie wezwała służb ratunkowych i odjechała z miejsca zdarzenia, nikt się nie zajął.
Policja: Musimy trzymać się przepisów
- W tej sytuacji, kiedy nastolatka została określona jako sprawca wypadku, nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy skierować wniosek do sądu do spraw nieletnich. Określenie "demoralizacja" może jest niefortunne, ale musimy trzymać się przepisów - wyjaśnia nadkomisarz Marek Słomski, rzecznik komendy miejskiej w Gliwicach.
Według mecenasa Karola Konska, pełnomocnika Patrycji, postępowanie o demoralizację to przejaw nadużycia władzy. - Przepisy nie przewidują kierowania wniosku za takie wykroczenie - powiedział nam adwokat nastolatki.
"W policji ktoś powinien mocno się palnąć w głowę"
Zdaniem profesora Mariana Filara, karnisty z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, ta sprawa nigdy nie powinna trafić do sądu. - Jestem ciekawy, kto kogo demoralizował: dziewczyna samochód czy samochód dziewczynę. Nie wiedziałem, że organy ścigania mają aż taką fantazję. To dla mnie niepojęte - powiedział nam profesor.
- W policji ktoś powinien mocno się palnąć w głowę. Liczę, że komenda wojewódzka obejmie tę sprawę nadzorem i doprowadzi do wycofania wniosku, który przynosi wstyd całej formacji - stwierdził Józef Kogut, prezes śląskiego oddziału Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przestępstw i były wieloletni szef chorzowskiej policji. Dodał, że jego zdaniem opinia biegłego jest mocno dyskusyjna. - Każdy kierowca wie, że dojeżdżając do przejścia dla pieszych, trzeba zachować wyjątkową ostrożność. A dziewczyna, choć miała migające zielone światło, miała prawo być na pasach - podkreśla.
Mama Patrycji: - Boje się, że jak pójdziemy do sądu, to córkę zaczną wytykać palcami, jakby była bohaterką "Galerianek". A przecież ona nic złego nie zrobiła.
PS Inicjały dziewczynki zostały zmienione
¬ródło:
gazeta.pl
Po przeczytaniu tego artykułu nasunęło mi się na myśl, że gdybym przeprowadzał wywiad w tej sprawie i byłoby jak zakładam to sprawę zaliczyłbym do takich... nie najtrudniejszych, ale biorąc pod uwagę zainteresowanie mediów w tej sprawie wydaje się, że wszystko będzie tam trudne.. dla kuratora i nie tylko...
Co myślicie na temat tak opisanej sprawy?
---------- 16:22 ----------
aha, chyba nie ten dział wybrałem - proszę od przeniesienie do odpowiedniejszego
Czcibor, przyłączyłam Twój temat do innego, założonego wcześniej przeze mnie. Pozdrawiam. ultima.